Patrzyłem na błękitną nić,
co biegła pośród skał,
gdzie promień Słońca jasny lśnił
na tafli białych fal.
Patrzyłem na jaskrawą toń,
tam senna czeka skra,
a jawę w wir porywa sztorm,
codzienność znosi wiatr.
Patrzyłem na szarości wód,
sekretny morza zew,
co niczym noc zagarnia znów
w ciemności jasny dzień.
Patrzyłem na lustrzany kwiat,
co refleks jasny niósł
na morzu pośród ostrych fal
z odległych wysp i wód.
I ciągnął mnie daleki świat,
bym z nim swój dzielił los
i płynąc tak, wśród światła gwiazd,
porzucił szary ląd.
Skleciłem więc maleńką łódź,
ująłem w dłoniach ster,
nie patrząc w przeszłość dawną już,
frunąłem odkryć pieśń.
Ukłonił się przede mną prąd,
wygładził się i szkwał,
milczeniem lecz jest morza głos
i ciszą piosnka fal.
Podoba mi się ta liryka. Miła i obrazowa.
Oj tak, mi również się podoba.
I mnie.
Jakby jednej zwrotki jeszcze… no ładne.
Pięknie Mistrzu. Gratuluję
Ładne. Chyba musze odwiedzić morze
Tu chyba nie wystarczą odwiedziny…
ładne.
Ładne. Powtórzę to, co już kiedyś mówiłem przy jakiejś okazji. Widać z Twoich tekstów, że kochasz morze i potrafisz je opisywać tak, żeby opis ten skłaniał do przemyśleń.
Takie przylegające do serca.
Bardzo ładny wiersz! Dawno nie widziałam morza.
Dziękuję.
W takim razie trzeba to nadrobić! 🙂