Zgaszona nadzieja – tekst własny

Dobry wieczór.
Nie wiem czy tekst ten można nazwać opowiadaniem, jest bardzo krótki, ale nie ma sensu jego dalsza rozbudowa.
Oddałem w nim wszystko, co chciałem. Szczerze wątpię czy będzie ciepło przyjęty, ale trudno, kiedyś ktoś mi powiedział, że pisać powinno się to, co się myśli, a nie to, co się ma spodobać.
Mimo wszystko ciekaw jestem waszych komentarzy, o ile ktokolwiek na siłach się poczuje, by komentarz tutaj umieścić.
Inspiracją dla opowiadania był sen, który przyśnił mi się kilka tygodni temu, choć niniejsze opowiadanie nie jest jego treścią.. Sen ten był tylko źródłem pomysłu.

To wszystko wina Arycytotelesa, czyli żegnamy rok 2017. Kilka przemyśleń i małe podsumowanie.

W jednym z wielu układów planetarnych, ochrzczonym przez ludzkość Układem Słonecznym, tarcza Księżyca przesłoniła gwiazdę Aldebaran, odsłaniając Syriusza, który na nocnym niebie staje się w tym czasie jednym z najjaśniejszych ciał niebieskich. Srebrny Glob tym czasem, leniwie poruszając się po torze swej orbity, rośnie w oczach, by już drugiego stycznia osiągnąć największą pełnie nadchodzącego roku. Krótko później, piątego stycznia, utworzy kolejną konstelację z gwiazdą Regulus. Pierwsza planeta układu, Merkury, na niebie we wczesnych godzinach pierwszego stycznia wychyli się najbardziej na zachód w swojej wędrówce, o dwadzieścia trzy stopnie w płaszczyźnie poziomej względem Słońca i w górę o pięć stopni, osiągając szerokość kątową siedmiu sekund.
W nieskończoności kosmosu trzecia planeta systemu, jedyna, która obserwowana jest jako błękitna kropka, dom ludzi i zwierząt, wyobrażana na tylu malowidłach, w tylu wierszach i powieściach, Ziemia, o masie pięciu i dziewięciuset siedemdziesięciu dwóch tysięcznych kwadryliona kilogramów, największym promieniu sześciu tysięcy trzystu osiemdziesięciu jeden kilometrów, właśnie przemierza tym czasem przestrzeń z prędkością ponad trzydziestu i dwóch dziesiątych kilometra na sekundę, by lada moment osiągnąć peryhelium, zbliżając się do Słońca na odległość nieco ponad stu czterdziestu ośmiu milionów kilometrów. Na jej powierzchni ludzie zaś świętują zmierzch starego i świt nowego roku.
Tym czasem na owej planecie człowiek zwany Dawidem Pieperem właśnie pisze ten tekst, zastanawiając się czy jest z nim wszystko w porządku, skoro właśnie napisał powyższy nagłówek bez żadnej ściągi, a, nie chcąc nikogo zmylić, zapytawszy się przed chwilą katalogu efemerydów astronomicznych czy się nie pomylił, dowiedział się, że nie. Pytanie zasadnicze brzmi w takim razie: czy to już znak, że należy rozpocząć jakąś terapię, czy jednak lepiej nie, w trosce o zdrowie psychiczne psychologów?
Starożytni Rzymianie, wprowadzając kalendarz Juliański, kazali nam świętować nowy rok pierwszego stycznia. Tak po prawdzie, nie bardzo wiem, jaka różnica czy święto to obchodzimy pierwszego stycznia, osiemnastego kwietnia czy, najlepiej, dwudziestego dziewiątego lutego, miałbym wtedy cztery latka!

EltenLink